piątek, 5 grudnia 2014

IMAGIN LOUIS/ 5 DNI NA MIŁOŚĆ


Jak zwykle znudzony siedziałem za ladą kawiarni. Dziś ruch był niewielki dlatego szybko się z każdym uporałem. Myślałem że umrę z nudów. Gdy usłyszałem dźwięk dzwoneczka sygnalizujący nowego klienta od razu się poderwałem. Wyprostowałem się i spojrzałem w kierunku drzwi. Aż oniemiałem z wrażenia. Ujrzałem anioła. Dziewczyna była idealna. Uosobienie piękna. Jeśli miałbym śnić o ideale ona zaprzątałaby wszystkie moje sny. Podeszła do lady i szeroko się do mnie uśmiechnęła. Zakochałem się.

-Co...co p.podać.- Cholera zacząłem się jąkać. Nie nie nie. Uzna mnie za debila.

-Hmm poproszę Cappuccino i czekoladowego muffina. - znów ten cudowny uśmiech. Mogłem odpłynąć patrząc w jej oczy i wsłuchiwać się w jej głos. Chciałem wstać ale ona znów się zaśmiała i po prostu spadłem z krzesła. Jak to możliwe że przez jedną dziewczynę stałem się taki niezdarny. To jest dziwne. Ona uzna że jestem głupi. Skreśli mnie jeszcze zanim tak naprawdę się poznamy. O ile w ogóle się poznamy. Kto by chciał takiego niezdarę. Takiego brzydala jak ja. Na pewno nie taka piękność jak ona.

-O Boże nic ci nie jest.- dziewczyna wychyliła się zza lady. Leżałem jak długi na podłodze. Szybko poderwałem się do góry uderzając się przy tym w głowę.

-Tak wszystko w porządku. Możesz usiąść zaraz przyniosę ci zamówienie. - Wow całe zdanie bez zająknięcia. Sukces. Od razu zapłaciła za swoje zamówienie. Dziewczyna obdarowała mnie słodkim uśmiechem i odeszła do wolnego stolika. Czym prędzej zabrałem się za przyszykowanie jej zamówienia. Spojrzałem jeszcze w lustro na zapleczu. Matko. Jestem okropny. i jeszcze te rumieńce na polikach. Strzepnąłem swój czerwony fartuch. Dobrze chociaż że moja biała bluzka była czysta. Podszedłem do niej i postawiłem na stole zamówienie. Dziewczyna zaczęła mi się przyglądać.

-Na pewno nic się nie stało. To wyglądało poważnie.- złapała mnie za rękę. O Boże jej skóra była taka miękka. Serce zaczęło mi mocniej bić.

-Tak wszystko dobrze. Czym prędzej chciałem odejść. Zawsze byłem nieśmiały ale tym razem to już do przesady. Wyrwałem rękę z jej uścisku. Niestety strąciłem kubek z kawą która cała wylała się na dziewczynę. Nieznajoma krzyknęła z bólu gdy gorący płyn zetknął się z jej ciałem.

-Jesteś dziwny.- mówiąc to zabrała swoje rzeczy i wybiegła z kawiarni. Cholera. Straciłem ją. Straciłem pewnie pierwszą i ostatnią szansę żeby ją poznać. Jaki ze mnie debil. Po jakiś 20 minutach od całego zajścia weszło dwóch facetów w czarnych garniturach. Podeszli do mnie.

-Pan Louis Tomlinson- zapytał jeden.

-Tak a o co chodzi.- zapytałem trochę przerażony.

-Chodzi o pańską wizę. Niestety nie została ona na czas złożona aby móc ją przedłużyć. Z przykrością musimy stwierdzić że zostanie pan z powrotem deportowany do swojego kraju.

-Ile zostało mi czasu.-zapytałem

-5 dni. Przykro nam. Będzie mógł pan wrócić. Niestety musi pan minimum rok spędzić w swoim kraju. Takie są wymogi. Do widzenia za 5 dni.- po tych słowach zostawili mnie samego. Czy ten dzień może być gorszy...


Dzień 1
Muszę coś zrobić. Chcę ją odnaleźć sprawić żeby się we mnie zakochała. Nie mogę wyjechać bez próby zdobycia jej. Przechadzałem się uliczkami zatłoczonego miasta i rozmyślałem. Nagle na kogoś wpadłem. Popatrzyłem na osobę która się ze mną zderzyła. O Boże to moja piękność. Zauważyłem plamę na jej bluzce. Popatrzyła na mnie groźnie.

-Co jest z tobą nie tak. Znowu oblewasz mnie kawą. W takim tempie to mi się bluzki skończą.- powiedziała i szybko odeszła. O nie. Nie mogłem tego tak zostawić. Dogoniłem ją. Złapałem jej rękę.

-Wybacz mi po prostu. Po prostu jestem taki niezdarny gdy widzę ciebie. Nie potrafię tego wyjaśnić. Ale daj mi szansę.- westchnąłem.- umówisz się ze mną.

-Z chęcią. Ale mam nadzieję że nic na mnie nie wylejesz.- zaśmiała się.

-To może odprowadzę cię do domu. Przebierzesz się i gdzieś razem pójdziemy. Co ty na to.

-Zgoda. Całe szczęście mieszkam niedaleko.- Ruszyliśmy w kierunku jej domu...
Po godzinie byliśmy już w zaplanowanym miejscu.

-Wesołe miasteczko.Jezu nie byłam w nim kilka lat.- jej oczy błyskały radością [T.I.] bo tak się nazywała była wręcz prze szczęśliwa. A ja razem z nią. Jeździliśmy na różnych kolejkach. Jedliśmy watę cukrową i jabłka w karmelu. Było idealnie. Poznawaliśmy się od nowa. Z czystą kartą. Bez rozpamiętywania wcześniejszych wydarzeń. Poszliśmy na kolejną kolejkę. niestety tak mnie zemdliło że gdy tylko kolejna się zatrzymała wybiegłem jak najszybciej z kolejki. Nie mogłem się uspokoić. Wiedziałem że zwymiotuję jednak nie było nigdzie żadnej toalety. Nie wiedziałem co robić. Odruch wymiotny ciągle się nasilał. Podeszła do mnie [T.I.]. Zrobiłem najgorszą rzecz jaką mogłem. Zerwałem z niej czapkę i najzwyczajniej w świecie puściłem w niego pawia. Kurde a miało być tak pięknie. Bałem się na nią spojrzeć. Wiedziałem że była zła. Po pewnej chwili podniosłem wzrok jednak jej już nie było. Załapany wróciłem do domu. Resztę dnia przepłakałem w swojej sypialni. Czy ja musiałem być takim nieudacznikiem...


Dzień 2
Długo zastanawiałem się czy przypadkiem nie iść do [T.i.]. Chciałem ją przeprosić. Musiałem to zrobić. Za coś takiego raczej to był mój obowiązek. Ale chciałem ją znowu zobaczyć. ona nadawała sens mojemu życiu. Wiem to śmieszne znam ją 2 dni. Widziałem ją tylko dwa razy. Jednak zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Nigdy w to nie wierzyłem. Taka miłość do niedawna istniała dla mnie tylko w dennych romansidłach. Jednak teraz. Wszystko się zmieniło. Pod wpływem impulsu wybiegłem z domu tak jak stałem. Czyli w podkoszulce i szarych dresach. Miałem gdzieś to jak teraz wyglądam. Chociaż trochę nie przemyślałem swojej decyzji. Był koniec listopada i było strasznie zimno. Nie miało to teraz żadnego znaczenia. Zacząłem biec ile sił w nogach. W połowie drogi zaczął padać deszcz. To są jakieś żarty. Całe szczęście byłem już niedaleko. Pod jej domem byłem już przemoczony do suchej nitki. Stanąłem na werandzie pod jej drzwiami. Chwilę postałem aby uspokoić mój urwany oddech i żeby choć trochę wody ze mnie ściekło. Wyglądałem jakbym przed chwilą wyszedł spod prysznica. Zapukałem. moje serce o mało nie wyskoczyło z piersi gdy drzwi powoli zaczęły się otwierać. W nich stanęła [T.I.] Była taka piękna nawet w za dużej bluzce i krótkich spodenkach. Wyglądała jakby dopiero wstała z łóżka. Zdradzał ją nieład na jej głowie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie że nie wiem co mam jej powiedzieć. Musiało być oryginalnie. Nie pogłem przecież powiedzieć "Sorry że narzygałem ci do czapki". Nawet nie zauważyłem że cały trzęsę się z zimna.

-Jezu Lou wejdź przecież będziesz chory.- przepuściła mnie w drzwiach. Czy mówiłem już jaka ona jest cudowna.

-[T.I.] tak strasznie cię przepraszam. Za wszystko. To nie powinno się wydarzyć.- zacząłem ją przepraszać.

-Teraz się nie tłumacz tylko się rozbieraj.- nakazała. Zaraz co. Co ja miałem zrobić.- chcesz siedzieć w mokrych ciuchach i pomoczyć mi kanapę.-dodała ze śmiechem gdy zauważyła moją zdziwioną minę.

-A no tak.- zaśmiałem się.

-Tam jest łazienka. możesz wziąć gorący prysznic. Ręczniki są w szafce pod zlewem. Zaraz przyniosę ci jakieś ciuchy. Mój brat często zostaje u mnie więc coś męskiego powinnam mieć.- mówiła spokojnie.- no na co czekasz. Chcesz być chory. Ruchy.- klepnęła mnie w tyłek a ja przysięgam że gdybym mógł moje poliki byłyby jeszcze bardziej czerwone. Wszedłem do łazienki. Nie rozbierałem się jeszcze bo wiedziałem że dziewczyna zaraz wejdzie z ciuchami dla mnie. Nie pomyliłem się już po chwili słyszałem ciche pukanie do drzwi. Dziewczyna zostawiła mi dresowe spodnie. podkoszulkę i bluzę z kapturem. Dała mi nawet bokserki. To było dziwne nosić rzeczy innego faceta. Ściągnąłem z siebie mokre ciuchy i wszedłem pod prysznic. Nastawiłem na gorącą wodę. Dopiero teraz dotarło do mnie jaki byłem zmarznięty. Ubrałem się w suche ciuchy a mokre wykręciłem w zlewie i rozwiesiłem żeby trochę przeschły. Wyszedłem z łazienki i zauważyłem że [T.I.] sprząta po mnie w przedpokoju. Było mi tak strasznie głupio. Gdy skończyła podniosła się do pozycji stojącej. Dopiero wtedy mnie zauważyła. Tak słodko się uśmiechnęła. Złapała mnie za rękę a ja poczułem przyjemny dreszcz przeszywający moje ciało. Zaprowadziła mnie do salonu. Miała napalone w kominku więc było ciepło. Mimo to szczęka nadal mi drżała. Kazała mi usiąść na kanapie. Gdy to zrobiłem od razu przykryła mnie szczelnie kocem. Była taka kochana. Ucałowała mój zimny policzek. Od razu zrobiło mi się cieplej. Chyba to zauważyła bo zrobiła to jeszcze raz. I jeszcze. Później drugi. Nagle wstała i zniknęła w innym pomieszczeniu. Po chwili wróciła z dwoma parującymi kubkami. Postawiła je na stoliku przed nami i usiadła obok wtulając się we mnie. Odsłoniłem nieco koc i okryłem ją również kocem jak i objąłem ją ramieniem. Było idealnie. Taka dziewczyna to skarb.

-Co ci strzeliło do głowy żeby tak ubrany wybrać się do mnie- zapytała patrząc na mnie z dołu.

-Nie wiem. Nie myślałem. W przypływie impulsu wybiegłem z domu. Musiałem cię przeprosić.

-Spoko. Każdemu się mogło zdarzyć. Na następny raz będę pamiętać że masz wrażliwy żołądek.- zaśmiała się. Następny raz. Ona chciała się jeszcze ze mną umówić. Jakim jestem szczęściarzem. Dostałem kolejną szansę.

-Wybierzesz się gdzieś ze mną jutro.- zapytałem.

-Kolejna randka. Jeśli nie będziesz po dzisiejszej wyprawie chory to z chęcią.- uśmiechnęła się i oparła głowę na mojej piersi. Po pewnym czasie [T.I.] włączyła jakiś film. Było już późno. Zaczęło się ściemniać na dworze. Ale było mi tak dobrze że nie chciałem stąd wychodzić. Mógłbym tak trwać wiecznie. Nawet nie wiem kiedy zmorzył mnie sen...


Dzień 3
Obudziłem się dość późno. W pierwszej chwili nie wiedziałem gdzie się znajduję. Jednak po chwili w mojej pamięci odtworzyły się wydarzenia z poprzedniego dnia. Wybaczyła mi. Chciała się jeszcze ze mną spotkać. Czy to nie cudowne. Spałem na kanapie a na mnie spała jeszcze [T.I.] Najdelikatniej jak tylko mogłem zdjąłem ją z siebie. Wstałem z łóżka a dziewczynę przykryłem szczelnie kocem. Rozejrzałem się po salonie. Masa zdjęć z różnych wydarzeń. Na każdej fotografii była roześmiana [T.I.] Aż ja się uśmiechnąłem. Po chwili poczułem ciepłe ręce które oplatają mnie w pasie. Zadrżałem z rozkoszy. Jej dotyk był jak narkotyk. Ciągle chciałem więcej i więcej.

-Chcę cię zabrać w pewne miejsce. Jak wyjedziemy teraz to zdążymy na najlepszy moment.- odwróciłem się do niej. -Jedziemy.

-Poczekaj tylko się przebiorę.- dziewczyna zniknęła na piętrze. Spojrzałem na zegarek. Było już po 13. W miejsce gdzie chcę zabrać [T.I.] jedzie się około 4 godziny. Po chwili dziewczyna wróciła. Wyglądała pięknie. Miała na sobie ciemne rurki i miętowy sweterek. do tego białe trampki. Wyszliśmy z jej domu i poszliśmy do mnie. Ja również się przebrałem. Wziąłem kluczyki do samochodu i ruszyliśmy. Jechaliśmy już jakiś czas. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Szybko wyszliśmy z auta. Pociągnąłem dziewczyną na niewielki klif. Usiedliśmy na jego krawędzi i wpatrywaliśmy się w bezkresne morze. Dziewczyna oparła się o moje ramię i wyczekiwaliśmy zachodu słońca. Chwila gdy słońce zatapiało się w wodzie była niezwykła. Tak cudowne barwy. Gdy już się ściemniło postanowiliśmy wrócić do domu. Robiło się już zimno. Ruszyliśmy w drogę. Chciałem już jak najszybciej wrócić do domu. Dziewczyna pocałowała mnie w polik i podziękowała za wspaniały dzień. Dozwoloną prędkość przekroczyłem dwukrotnie. Nie miałem zamiaru jechać wolno.

-Lepiej zwolnij ostatnio dość dużo jest policji.- ostrzegła mnie dziewczyna. Jednak to zbagatelizowałem. Po chwili zauważyłem czerwono niebieskie światła za nami. No po prostu bosko. Zatrzymałem się na poboczu a [T.I.] popatrzyła na mnie wzrokiem "a nie mówiłam'. Wyszedłem z auta. Chciałem się trochę popisać przed dziewczyną więc zacząłem przedrzeźniać policjanta. Nie spodziewałem się że coś takiego może się stać.

-Jest pan zatrzymany na 24 godziny za obrazę policjanta. Skuł mnie w kajdanki i wsadził do radiowozu. No to pięknie...


Dzień 4
Wypuścili mnie dokładnie po 24 godzinach. Cholerni stróże prawa. Było już późno a ja chciałem jeszcze przed snem zobaczyć [T.I.] Na parkingu policyjnym stał mój samochód. Jedyne pocieszenie że go tu przywieźli. Ciekaw byłem jak wróciła do domu dziewczyna. Zawiodłem na całej linii. Po 10 minutach byłem już pod jej domem. Zapukałem i czekałem. Drzwi się otworzyły. Gdy tylko dziewczyna mnie zobaczyła rzuciła się w moje ramiona.

-Tak się o ciebie bałam. Nic ci nie zrobili.- zapytała gładząc moje poliki.

-Wszystko jest dobrze. Chciałem cię zobaczyć.- zarumieniłem się. Spotkasz się ze mną jutro. Zwykły spacer i kolacja. Nie przewiduję żadnych niespodzianek.- zaśmialiśmy się.

-Będzie mi miło- zarumieniła się dziewczyna.

-To do jutra. Będę o 17 Dobranoc [T.I.]- pocałowałem ją w czubek głowy.

-Dobranoc Loui.- uśmiechnęła się do mnie i zniknęła w domu. Pojechałem do siebie. Leżąc w łóżku dotarło do mnie że to mój ostatni dzień w tym kraju...


Dzień 5
Obudziłem się wcześnie. Nie było nawet 8. Zacząłem pakować wszystkie swoje rzeczy. Chciałem tu wrócić. Jednak będę mógł dopiero za rok. Cholerne wymogi. Ciekaw jestem co przez ten rok będzie robiła [T.I.] będzie za mną tęsknić. Ułoży sobie życie. Mam jej powiedzieć że wyjeżdżam. czy zrobić to bez pożegnania. Nie tego zrobić nie mogłem. Złamałoby mi to serce. Nim się obejrzałem była już 16. Szybko się wykąpałem i przebrałem. Pod domem dziewczyny byłem 10 minut przed czasem. Dziewczyna musiała na mnie czekać. Wyszliśmy na spacer. Było idealnie. Szliśmy za rękę do jednej z lepszych restauracji w mieście. Zajęliśmy miejsca i złożyliśmy zamówienie. Denerwowałem się bo już powinienem być na lotnisku. Ale jak mogłem ją opuścić. musiałem wyznać jej prawdę.

-Lou co jest. Jesteś strasznie spięty.- zaczęła. Złapała mnie za rękę żeby dodać mi otuchy.

-Muszę ci coś powiedzieć.- Nim zacząłem mówić dalej przy naszym stoliku pojawiło się dwóch tych samych facetów co 5 dni temu.

-Panie Tomlinson już czas.-zaczął jeden.

-Ale na co czas.- zapytałą zdezorientowana [T.I.]

-Pan Tomlinson nie złożył na czas papierów o przedłużenie wizy i dzisiaj zostaje deportowany do swojego kraju. Zapraszam panie Louisie.- powiedział drugi.

-Miałem ci właśnie powiedzieć. Nie mogę tu wrócić przez rok ale pamiętaj. Kocham cię.- w końcu to powiedziałem. Wstałem od stołu i w towarzystwie mężczyzn opuściliśmy lokal.

Po godzinie byliśmy już na lotnisku. Chciało mi się płakać. Nie chciałem wyjeżdżać. Czekaliśmy na wylot. Nagle zobaczyłem znajomą postać w tłumie. [T.I.] szła z walizką w moją stronę. Zdziwiłem się. Nie mówiła że gdzieś jedzie.

-Dokąd lecisz.- zapytałem gdy usiadła obok mnie.

-Tam gdzie ty. Ja też cię kocham i jeśli się zgodzisz to chcę wylecieć z tobą.- uśmiechnęła się do mnie. Czy ona nie jest cudowna? Porwałem ją w ramiona i obróciłem kilka razy. W końcu ją pocałowałem. Miała takie idealne usta. Słodkie i miękkie. Całowaliśmy się długo dopóki nie zabrakło nam powietrza. Oderwaliśmy się od siebie. Zostaliśmy wywołani do wejścia na pokład. Razem ruszyliśmy do samolotu. Zaczynamy nowe życie. Kto wie może jeszcze tu wrócimy. Może za rok nie będziemy już razem, A może będziemy już po ślubie. Jedno jest pewne kocham ją całym sercem i będę się starał żeby była najszczęśliwszą kobietą na świecie bo na to zasługuje...






********************
Hej słoneczka. Kolejny imagin dodany :D
Następny w kolejce jest z Niallem. Później będzie  z Zaynem, Harrym i znowu z Niallem.
Jeśli chcecie żebym informowała was osobiście o dodanym rozdziale to zostawcie jakiś kontakt do siebie. :)
KOCHAM WAS
Hazzowa :*****

1 komentarz:

  1. Jejj *-* To było super *o*
    Mój twitter : @Alien123145 i @kamka123145 :)

    OdpowiedzUsuń